poniedziałek, sierpnia 24, 2015

Figurkowy Karnawał Blogowy - ed. XII - New Retro Wave

To już dwunasta odsłona Figurkowego Karnawału Blogowego. Od czasu, gdy Inkub rozpoczął akcję we wrześniu 2014 (tutaj), przez prawie cały rok widzieliśmy już najróżniejsze doń podejścia. Zdawało mi się, że kolejna edycja niczym mnie nie zaskoczy, ale Dziadu z Lasu pokazał (tutaj) jak srodze się myliłem. Skierował bowiem Karnawał w kierunku estetyki lat 80, która, o zgrozo, ostatnio ponoć odżywa. Jak mi już przeszło zaskoczenie samym tematem, pomyślałem, że będzie ciężko. "Policjanci z Miami", Modern Talking i A-Ha to zdecydowanie nie są droidy, których szukam. Nawet moje ulubione filmy o Bondzie w latach 80 słabsze jakieś były... Miałem już się poddać i podziękować za udział, ale przypomniałem sobie, że można podejść do tematu z nieco innej strony. Przejrzałem zawartość swojej gablotki i znalazłem figurkę, która, jak się dobrze przyjrzeć, całkiem nieźle reprezentuje tę inną stronę - bardziej pudel metaliczną! :D


Generał Ciemnych Elfów na Tym Zimnym ;)

Pan Generał jaki jest, każdy widzi. Jeździ na raptorze. Wyposażony jest w kolce, czachy, fragmenty zbroi, długie pióra (szkoda, że nie tapir, ale nie można mieć wszystkiego). Figurka jest dość leciwa (choć lat 80 nie pamięta, bo ją Aly Morrison (z małżonką) około połowy lat 90 popełnił), ale klimatem, jak sądzę, pasuje. Nie jest to koleś, u którego w głośnikach leci soczysty umcyk i piłują syntezatory - ale taki Van Halen, Europe, Scorpions czy Kiss - jak najbardziej ;)






piątek, sierpnia 21, 2015

Modułowe pole bitwy - segment nr 2

Prace nad polem bitwy powoli posuwają się naprzód. Dzisiaj fragment nr 2 - ten sam, który ostatnim razem można było zobaczyć przed malowaniem, a który dostał już kolorków. Oprócz pomalowania uzbroiłem go też trawiastymi połaciami, co, imho, dodało modułowi sporo atrakcyjności.




Wykombinowałem dzisiaj sobie nowy pomysł na małe liściaste krzaczki. Na zdjęciu poniżej w sąsiedztwie jednej ze skałek można wypatrzyć jak to wygląda w praktyce (aaargh, słabo to zdjęcie wyszło, dorobię jakieś lepsze zbliżenie w najbliższej przyszłości). Jestem ciekaw, czy ktoś zgadnie z czego te roślinki zrobiłem (choć przy tej jakości zdjęcia to raczej mało prawdopodobne).


czwartek, sierpnia 13, 2015

W.I.P. - modułowe pole bitwy

Cześć,

Jak można było zauważyć, na blogu się ostatnio dzieje niewiele. Częściowo dlatego, że żar leje się z nieba, a taka spiekota w mieście to piekło. Ale główna przyczyna, jak sygnalizowałem jakiś czas temu, tkwi w czasochłonności projektu, który aktualnie mam na tapecie - modułowego pola bitwy (napomknąłem o tym przy okazji lasu Citadel). Dzisiaj pierwszy rzut oka na rzeczone pole.

Plansza będzie się składać z sześciu sektorów o wymiarach 60 na 60 cm. Będzie można je dowolnie zestawiać tworząc, w zależności od potrzeb, pola o wymiarach 120x180, 120x120 czy nawet dziwolągi 60x360, jak ktoś ma, dajmy na to, jakiś pościgowy scenariusz do rozegrania. Pole ma być uniwersalne - i do systemów fantasy i SF, więc odpadają dedykowane tylko dla jednej z tych opcji montowane na stałe ozdoby. Założenie uniwersalności odbiło się także dość mocno na dobranej przeze mnie palecie kolorów.

Podstawa każdego modułu to płyta HDF, bodaj 6mm, do której przyklejony jest arkusz ekstrudowanego polistyrenu o grubości 30mm. Płyta ma za zadanie wzmacniać, trzymać w kupie i usztywniać, a także dociążać, żeby grawitacja trzymała to w miejscu. Wygląda to tak:



Opracowując koncepcję nie ustrzegłem się błędów. Na przykład założyłem wymiary pól 60x60 cm, żeby było przepisowo i fajnie. Niestety, arkusze XPSa mają wymiary 58x58 cm + zakładki. Więc przy każdym elemencie miałem trochę cięcia i klejenia, żeby te 2 cm jakoś dodać. I dodatkowego szpachlowania, bo oprócz wyrównania krawędzi trzeba było załatać dziury i szczeliny. Nie polecam. Polecam zmniejszenie na etapie projektu wymiarów modułów do wymiarów dostępnych płyt. Jak jesteśmy przy płytach XPS i polecaniu, polecam też lutownicę transformatorową jako metodę cięcia. Tnie się gładko i dość przyjemnie. Cięcie nożem, piłą czy czym innym niech się schowa. Lepiej od lutownicy nadaje się do tego chyba tylko termiczna wycinarka stołowa do styropianu.

Żeby taki styropian zaczął wyglądać jak kawałek pola bitwy dostał piaskowo-korową warstwę tekstury. Piasek to piasek do piaskownicy. Można nabyć w dużych workach w marketach ogrodniczo-budowlanych. Kosztuje niewiele i ma atest, który pozwala zakładać, że żaden zwierz nań nie defekował. Kora pochodzi z drzew i fajnie udaje skały i głazy. Oczywiście trzeba znaleźć dobre drzewo - najlepiej padłe albo ścięte (żeby kora była drzewu już niepotrzebna), no i stare (żeby kora była pobrużdżona malowniczo). Do piasku i kory można wedle uznania dodać co się ma pod ręką - ja dodałem jeszcze trochę gipsowych cegiełek, kamyczków, patyczków itd. Kleiłem to na wikol - nadaje się nieźle. Najlepszy wikol do tego, to taki z dużego wiaderka, bo trzeba liczyć ze 200 g na jeden moduł, więc na tubki szkoda kasy. Na tym etapie przykładowy element pola bitwy przedstawia się następująco:


Jak klej wyschnie trzeba pozbyć się nadmiaru piachu i pomalować całość na wybrany kolor. Ja zdecydowałem się na dość ciemną umbrę rozjaśnianą punktowo zgaszoną zielenią, i drybrushowaną nieregularnie na kościano i biało. Skałki są z grubsza szarawe, cegły przybrudzone.
Póki co jeden moduł jest pomalowany, na jednym schnie piasek, a pozostałe czekają na swoją kolej.


I, na koniec, zdjęcie z cytadelowym lasem.


Ciąg dalszy nastąpi:)

piątek, lipca 24, 2015

Figurkowy Karnawał Blogowy - ed. XI - "Który świat wybrać?"

Po kilku miesiącach tematów praktycznych mamy w Figurkowym Karnawale Blogowym powrót do nieco bardziej teoretycznych zagadnień. Aktualny gospodarz Karnawału, Asterix z Valadoru zaproponował bowiem, by podzielić się swoim ulubionym systemem i w kilku słowach go zareklamować. Do dzieła!


Podejrzewam, że nie będę tutaj oryginalny, ale cóż mogę poradzić. Moim zdecydowanym faworytem w kategorii systemów bitewnych jest Mordheim, czyli, jeżeli ktoś nie wie, skirmishowa i kompaktowa gra bitewna wydana ongiś (a następnie porzucona) przez Games Workshop, będąca konglomeratem bitewniaka z elementami quasi-rpg (wykonywanie zadań, system zdobywania doświadczenia i rozwijania postaci).

Na początek krótki rys fabularny. Jest 21 wiek po Sigmarze. Imperium jest słabe i wewnętrznie rozdarte. Na Mordheim - ludne i nieźle prosperujące miasto, stolicę Ostermarku spada meteoryt i niemal całkowicie je niszczy. Jak się okazuje meteoryt był zbudowany z Wyrdstone'a - niebezpiecznego, ale i cennego ze względu na magiczno-alchemiczne właściwości minerału. A skoro bogactwo leży na ulicach, zewsząd ciągną do miasta grupy zabijaków - poszukiwaczy przygód i zarobku. I się zaczyna.

Wprawdzie teraz grywam baaardzo rzadko, ale przed laty nie było właściwie tygodnia bez partyjki "Mordulca". Co sobotę zbieraliśmy się w czterech, pięciu albo i sześciu graczy i pykaliśmy sobie, chrupiąc junk foody i popijając colą z biedry. Prowadziliśmy dłuuugie, wielomiesięczne kampanie - niejednokrotnie zapełniliśmy do samego końca paski Expa na kartach band. Eksplorowaliśmy więc ruiny Miasta Przeklętych, zbieraliśmy Wyrdstone i świetnie się bawiliśmy. Miałem to szczęście, że wszyscy stali gracze, byli bardziej "klimaciarzami" niż "powergamerami", co ubarwiało grę, ale też niwelowało jej mechaniczne niedostatki. Cóż mogę rzec - wspominam te czasy z wielkim sentymentem:)

Poza dużymi możliwościami pójścia w kierunku klimatu gry zamiast suchego współzawodnictwa, zaletą gry był także stosunkowo niedługi czas potrzebny do rozegrania pojedynczej partii - podkreślam jeszcze raz, że zdarzało nam się grać nawet w szóstkę, a mimo to mecze nie trwały wcale pół dnia (co najwyżej ćwierć). To była miła odmiana od choćby Warhammera, który, przy całym moim doń szacunku, potrafił ciągnąć się godzinami i człowiek wtedy odchodził od stołu znudzony i znużony. Przy Mordheim można odpocząć i się pośmiać, a na nudę nie ma czasu:)

Jeśli idzie o mechanikę i jej niedostatki, o których wspomniałem - nie ma gry doskonałej, zawsze można coś poprawić. Tak jest też w przypadku Mordheim - ze względu na swoją casualową formułę system jest bardzo podatny na wszelkie modyfikacje mechaniki poprawiające grywalność. Maniex pisał ostatnio, że AoS pod kątem starych armii to taki ukłon w stronę starych wyjadaczy, co to przy piwku chcą przyjemnie spędzić czas na grze. Zawsze miałem Mordheim za system "domowy", lekki, łatwy i przyjemny, niekoniecznie przeznaczony do gry turniejowej (choć nie wykluczający jej). W przypadku naszej grupki gra przez lata ewoluowała - wprowadzaliśmy dodatkowe zasady. Pisaliśmy nowe zestawy misji, stworzyliśmy własną pulę zdarzeń losowych, które  potrafiły postawić wszystko na głowie, balansowaliśmy niedociągnięcia, które zakłócały w naszej opinii grę (przykład: przy tak niewielkiej skali potyczek zauważyliśmy, że skok z jednego ataku na dwa jest zbyt potężny, szczególnie, gdy drugi atak wynika z wyposażenia wojaka w dodatkową sztukę broni; naszą receptą na to było wprowadzenie kary -1 to hit dla figurków walczącymi obiema rękami, której to kary można było się pozbyć wykupując skilla Weapons Training).

Właściwie to tyle. Na zakończenie kilka zdjęć moich stareńkich krasnoludów, którymi grałem niemal zawsze, pomimo, że byli mechanicznie słabi (szczególnie bolała ich powolność), ale byli krasnoludami:)



poniedziałek, lipca 20, 2015

Grunwald i po Grunwaldzie

Uff. Tegoroczny Grunwald przeszedł już do historii. Osiemnasty rok z rzędu (a dziewiętnasty raz w ogóle) wygrały połączone siły polsko-litewskie + sojusznicy, a więc bez niespodzianek (i ogólnonarodowej chryi nad chryjami). Nasz oddział śląskich najemników w tym roku trafił na żołd Wielkiego Mistrza, więc znaleźliśmy się (znów) po przegranej stronie, ale co robić - tak to już jest, że na inscenizacji Bitwy Grunwaldzkiej ktoś musi dać się pobić ku chwale polskiego oręża :)

Przy okazji chciałbym zaprzeczyć informacjom medialnym o tym, że bitwę wygrali Rosjanie. Widziałem wszystko na własne oczy i niniejszym stwierdzam, że wszystko wskazuje na to, że po zwycięskiej stronie wojowali głównie Litwini i Włosi, podobno wspierani przez Finów, gdzieniegdzie zawieruszyło się trochę Polaków (Chorągiew Krakowska to prawdziwa wieża Babel, a ich dowódca ma w związku z tym przekichane). Rosjan przez tydzień obozowania spotkałem chyba dwóch, na tym koniec.

W każdym razie można wracać do normalnego życia i malowania figurek. Tymczasem linki do dwóch świetnych galerii zdjęć z bitwy znalezionych na Facebooku. A nuż kogoś zainspirują do pomalowania czegoś ładnego.

Galeria nr 1
Galeria nr 2

Gdzieniegdzie nawet się pojawiam:)