poniedziałek, czerwca 15, 2015

Aerograf + osprzęt

Idąc za przykładem kolegi Maniexa, także i ja rozszerzyłem swój malowniczy arsenał o aerograf. Sam przyrząd nabyłem w zasadzie identyczny, ale fabrycznie zaopatrzony w dwie dysze, 0,2 i 0,3 mm. Choć to sprzęt produkcji dalekowschodniej, sprawia dość dobre wrażenie. Design ładny, wszystko równiutkie, błyszczące i chromowane - prawie jak amerykański pierwowzór. Coś mi się wydaje, że przemysłowi szpiedzy zrobili dobrą robotę. Wygląda to tak:


Żeby zapewnić aerografowi dopływ "aero" zaopatrzyłem się również w niewielką sprężarkę. W tej kwestii posunąłem się nieco dalej od Maniexa, nabyłem bowiem maszynę o jakieś dwa numery większą - wprawdzie tłokową, ale wyposażoną od razu w zawór redukcyjny z manometrem i odwilgotniaczem. Pozwala na wytworzenie dwudziestu kilku litrów sprężonego (do maks. 4 barów) powietrza na minutę. Podobnie jak powietrzopędzel, także i kompresor ma metkę "zdiełano w Kitaje".


Mógłbym właściwie na tym poprzestać, ale nie - w tym momencie włączył się mój wewnętrzny szalony wynalazca:) Sprzęcior dotarł, nawet go wstępnie przetestowałem (spodobało mi się), ale stwierdziłem, że dołożę do maszyny zbiornik wyrównawczy, żeby żadne tętnienia ciśnienia powstające przy okazji pracy tłoka nie wpływały na pracę aerografu. Wymyśliłem to opierając się w zasadzie wyłącznie na tym, co na jutubie doświadczeni aerografowicze mówili, bo mi osobiście podczas prób się żadne tętnienia w oczy nie rzuciły:)
Znalazłem stary baniak po gaśnicy (dość spory, bo 6 kg) i dorobiłem do niego odpowiednią dużą nakrętkę z gwintowanym otworem, w którą wkręciłem czwórnik pozwalający na połączenie zbiornika, węża wlotowego, węża wylotowego i zaworka bezpieczeństwa, który w razie, jakby się coś w sprężarce zacięło ma zapobiec spontanicznej przemianie zbiornika w bombę.


Nie jest to może projekt najwyższych lotów, ale budując to miałem sporo zabawy. Jak się uprę, to może zrobię jeszcze jakiś myk z wymianą presostatu (większa histereza pozwoliłaby na dłuższą pracę bez potrzeby dobijania zbiornika) i lekką rekonfiguracją całości. Ale na razie się nie upieram, bo fajnie działa:)

Jeżeli idzie o samo korzystanie ze sprzętu - jestem bardzo zadowolony, choć jeszcze nie opanowałem w satysfakcjonującym stopniu techniki malowania. Jeszcze nie do końca czuję zależności między konsystencją farby, odległością dyszy od malowanego obiektu i sposobie osadzania się na nim farby. Jak na razie maluję aerografem głównie podstawowe kolory i najbardziej zgrubne rozjaśnienia, ale kto wie, może za jakiś czas uda mi się rozszerzyć zastosowanie tego narzędzia o kolejne elementy. Generalnie jest fajnie :)

4 komentarze:

  1. Super!! Czekam na zdjęcia efektów prac..
    Nie lepiej kupić kompresor ze zbiornikiem? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A gdzie wtedy fun? ;) No i cena, mimo wszystko, jest sporo niższa, jeśli zrobić wszystko samemu :)

      Usuń
  2. No muszę przyznać że zaimponowałeś mi możliwościami jakimi dysponujesz (np. fakt zrobienia sobie takiej nakrętki z gwintem itd.) oraz (chyba nawet bardziej) faktem że chciało Ci się to zrobić samemu.
    Wyobrażam sobie tylko jaką satysfakcję masz teraz wykorzystując ten zbiornik :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ano, satysfakcja jest - co jakiś czas spoglądam sobie na baniak i śmieję się złowieszczo ;) A co do możliwości, z tym jest różnie, choć generalnie nie narzekam. Zrobić projekt nakrętki było łatwo, trochę gorzej z samym wykonaniem. Pewnie nic by z tego wszystkiego nie wyszło, gdybym nie miał dobrego znajomego tokarza do pomocy, bo sam z dużą czterdziestoletnią tokarką raczej słabo sobie radzę. W każdym razie udało się:)

      Usuń